sobota, 25 sierpnia 2012

Po długiej nieobecności postanowiłam powrócić. Szczerze powiedziawszy nie sądziłam, że jeszcze tu wrócę - z perspektywy czasu posty, które zamieszczałam tu przez niecały tydzień wydały mi się być zaledwie kolorowymi sloganami, w które starałam się uwierzyć, ale tak na prawdę czułam, że robię to sztucznie, że wcale tak się nie czuję - po prostu nie wierzyłam w to co zamieszczam.

I dlatego właśnie taki blog nie miał prawa na długo utrzymać się w eterze, bo choć internet ma to do siebie, że możemy bezkarnie być kimś innym, wyrażać to czego nigdzie indziej otwarcie byśmy nie wyrazili, to jednak w tej kwestii - bardzo ważnej, wręcz podstawowej kłamać się nie da.

Widzę po sobie, że im więcej czasu w ciągu dnia zajmuje mi myślenie o chorobie, o bulimii, tym gorzej sobie z tym radzę, o wiele łatwiej przychodzi mi żyć, kiedy staram się 'wrzucić na luz' jakkolwiek nieodpowiednio to w tej sytuacji zabrzmi. Starać się nie myśleć o tym, jeść zdrowo, ruszać się, ale nie skupiać się na świecie zaburzeń odżywiania. Stąd też mój ostatni zanik aktywności na forum związanym z depresją.

Wiem jednak, że problem nie znika, że nie da się tak z dnia na dzień zapomnieć, żyć normalnie, na luzie, jak gdyby nigdy nic - stąd też zdecydowałam się nie opuszczać tego bloga, ale nie będzie to już blog w poprzedniej formie, będzie to po prostu moje miejsce w sieci, gdzie nie będę udawała nikogo, zamieszczała coś wtedy kiedy rzeczywiście będę miała coś do powiedzenia, kiedy będę chciała wyrazić siebie, swoją opinię, lub po prostu nad czymś się zastanowić.

Od ponad tygodnia szło mi całkiem nieźle, regularnie ćwiczyłam i zdrowo się odżywiałam. Dziś jednak coś pękło - być może było to związane z tym, iż rano postanowiłam zmierzyć swoje wymiary - ku mojemu zdziwieniu i rozczarowaniu - od poprzednich pomiarów nic się nie zmieniło - byłam zawiedziona. Rodzinne spotkanie = dużo smakołyków na oku ----> i skończyło się nie dobrze, nie jestem z siebie zadowolona.
Zjadłam, zwymiotowałam.
Ale nie, to nie zniechęci mnie, wiem że jutro znów powalczę, to tylko jednodniowa chwila słabości.
tym razem wierzę w to co piszę.

Od 2 dni czytam interesującą książkę o inteligencji emocjonalnej.
Według autora i powszechnych teorii naukowych o człowieku nie świadczy tylko iloraz inteligencji - intelekt, ale także inteligencja związana z emocjami, z tym czy potrafimy radzić sobie w trudnych sytuacjach, kontrolować swoje emocje, być samoświadomym. Książka jest na prawdę interesująca, bo emocje, to w moim przypadku temat do pracy i ćwiczeń. Na świecie bardzo wiele jest osób które choć posiadają niesamowitą inteligencję nigdy nie osiągną sukcesu, rozumianego przeze mnie jako szczęścia, życia w radości jak i kariery zawodowej i innych... dlaczego? Ponieważ nie potrafią kontrolować swoich emocji, podejmują wciąż złe decyzje, bądź zachowują się totalnie irracjonalnie (jakieś podobieństwo??:)).
Mam nadzieje, że ta lektura pozwoli mi lepiej zrozumieć mechanizmy, które sterują mną w różnych dziwnych bądź mniej dziwnych sytuacjach mojego życia.

Na koniec piosenka, nie taka nowa, i osłuchana już bardzo, ale cóż - usłyszałam ją dziś w radiu i przypomniało mi się jak bardzo ją lubię :)

Pozdrawiam!

  

1 komentarz:

  1. Hop, hop!
    Bardzo Ci dziękuję za wyczerpujący komentarz na moim blogu i cieszę się, że nie porzuciłaś idei pisania swojego. Mój maluch ma zaledwie dwa miesiące, zainspirowała mnie do napisania go jedna z Forumowiczek - Perfekcyjna - z forum "Anoreksja i Bulimia" na gazeta.pl. To forum powoli zamiera, jednak inspiracja pozostała i bardzo się cieszę, że mogę wylać "na klawiaturę" swoje myśli, a gdy ktoś je jeszcze przeczyta, to jest dopiero szczęście :-) W każdym razie piszę teraz czasami na forum glodne.pl, specjaliści są tam naprawdę hardkorowi, ale pomagają :-)
    Dziękuję Ci za podrzucenie myśli o książkach Beaty P. - oglądałam kiedyś wywiad z nią w jakimś tvn-owskim bardziewiu na śniadanie. Wspominała o bulimii i tych naszych gównianych schizach. Chyba rzucę się w wir lektury i poczytam o "Blondynce w...".
    Ty czytasz o emocjach - w tym nasz sękacz, bo właśnie nad nimi nie panujemy... Uświadomiła mi to jasno jedna z Forumowiczek na glodne.pl (rzucam tutaj stronami internetowymi, bo ostatnio mam więcej kontaktu z ludźmi w sieci niż z żywymi ludziskami...). Nie wiem, jak to wygląda u Ciebie, ale ja potrafię naprawdę ostro wybuchnąć, a potem tego żałować. Ostatnio centralnie-legalnie opierdoliłam, uwaga!, słuchaj!, mojego szefa. Żałosne, prawda? Powinnam się chyba zapisać na jakiś kick-boxing albo inny kopniakowy sport, bo moje IQ emocjonalne spadnie do poziomu Rowu Marjańskiego.
    Jeżeli możesz, chcesz, miałabyś ochotę, to podrzuć mi tytuły jakichś fajnych książek o psyche, bo to zawsze dobrze wiedzieć, jak pracują nasze silniczki w środku, zawsze wtedy można coś zmienić albo spróbować naprawić, choć krąży jedno wielkie widmo nad Europą, że jednak terapeuta jest niezbędny. Ja wybieram się do niego jak sójka za morze, co to wybrać się nie może. Mam alternatywę: albo rozwalę w końcu moje miejsce pracy albo trafię na kozetkę. Jeżeli przeczytasz w gazecie, że jakichś klient dostał maczetą w sklepie - to czytałaś o mnie :-)
    PS Pamiętaj o tabliczkach - wysyłam je znajomym w MMS-ach i są mega-prze-up-super-cool-szczęśliwi :-)

    Madame.bozydara

    OdpowiedzUsuń